Wykonało się. Pierwsze piwo już leżakuje. A było to tak:
Z Centrum Piwowarstwa zamówiłem zestaw ZM Pro z surowcami do Dry Stoutu. Ponadto od jednej babci gar (w tym miejscu pozdrawiam babcię) a od drugiej butla z gazem (w tym zaś, pozdrawiam drugą babcię) i w towarzystwie Drugiej Połówki (nie, nie wódki) ruszyłem z tematem. Na balkonie.
Słód pilzneński 3 kg
Słód monachijski 1 kg
Słód barwiący 0,2 kg i jęczmień palony 0,3 kg
Marynka, granulat, 40 g
drożdże: Danstar Nottingham
9-11-2012
Nie tak miało wyglądać robienie konkurencji w domu. Palnik mały, gar duży, temperatura otoczenia w okolicach 10 stopni. Do pierwszej przerwy jeszcze jakoś jakoś, bo wodę podgrzałem na płycie ceramicznej w kuchni, ale potem samo zło. Ogromne problemy z manipulacją temperaturami, przez co przerwy rozregulowane, ale przynajmniej próba wyszła.
Z chmielem czekałem na wrzenie, ale po kilku godzinach (sic!) budowania temperatury -gar owinięty folią aluminiową, przykryty czterema ręcznikami, grubym kocem i modlitwą- stanęło na 95 stopniach na tyle długo, że nie wytrzymałem i sypnąłem... a tu po jakimś czasie pyk, jest 100. I kolejne pytania w głowie- godzina od chmielenia czy godzina od osiągnięcia setki? No nic, wszystko robione bardzo na czuja, bardzo późnym wieczorem (a zaczynałem koło 9.-10.).
10-11-2012
Chłodzenie całonocne na balkonie za nami, pora zlać. I tu kolejne Ziarno Zniszczenia- niby wszystko zdezynfekowane, ale przy przelewaniu przez rurkę tu coś pociekło po ręce, tam po pokrywie fermentora (szalona rurka), ogólnie szkoda pirosiarczynu, szkoda słów, mea culpa. Tylko bakterie zadowolone. No nic, drożdże do szklanki na rehydratację i chlust do fermentora. Tenże odstawiony koło łóżka, bo tam najbezpieczniej. Poza tym piwo nazwałem, nomen omen, "słodkich snów"
11-11-2012
Danstary wybiły pokrywę fermentora i zaczęły wyłazić z wiadra. Dla debiutanta, przyznam, ciekawy widok. Aha, wiadro świszczące całą noc- zdecydowanie ma swój urok Potem się uspokoiło. Nie dało się nie zaglądać. Pierwsze dni burzliwej to bardzo fajny zapach, taki jakby stout, albo coś. Potem drożdże, drożdże, drożdże...
Po tygodniu przeniosłem na cichą, na tydzień. Butelkowanie 24-11-2012, poprzedzone sypaniem cukru do refermentacji. Wyszło 13 blg, 5,7% alk.vol.
Następne w kolejce, nie mogło być inaczej, AIPA (planuję sypnąć Tomahawk lub Chinook na goryczkę, któryś z pary Cascade/Palisade na aromat i Simcoe na zimno). Ale już nie na balkonie, muszę zapanować nad tymi temperaturami w końcu No i postaram się nie lać tylu bakterii po schłodzeniu.
W etykiety się zabawiłem, sporo pójdzie na rozdanie więc niech znajomi wiedzą czym się trują
Z Centrum Piwowarstwa zamówiłem zestaw ZM Pro z surowcami do Dry Stoutu. Ponadto od jednej babci gar (w tym miejscu pozdrawiam babcię) a od drugiej butla z gazem (w tym zaś, pozdrawiam drugą babcię) i w towarzystwie Drugiej Połówki (nie, nie wódki) ruszyłem z tematem. Na balkonie.
Słód pilzneński 3 kg
Słód monachijski 1 kg
Słód barwiący 0,2 kg i jęczmień palony 0,3 kg
Marynka, granulat, 40 g
drożdże: Danstar Nottingham
9-11-2012
Nie tak miało wyglądać robienie konkurencji w domu. Palnik mały, gar duży, temperatura otoczenia w okolicach 10 stopni. Do pierwszej przerwy jeszcze jakoś jakoś, bo wodę podgrzałem na płycie ceramicznej w kuchni, ale potem samo zło. Ogromne problemy z manipulacją temperaturami, przez co przerwy rozregulowane, ale przynajmniej próba wyszła.
Z chmielem czekałem na wrzenie, ale po kilku godzinach (sic!) budowania temperatury -gar owinięty folią aluminiową, przykryty czterema ręcznikami, grubym kocem i modlitwą- stanęło na 95 stopniach na tyle długo, że nie wytrzymałem i sypnąłem... a tu po jakimś czasie pyk, jest 100. I kolejne pytania w głowie- godzina od chmielenia czy godzina od osiągnięcia setki? No nic, wszystko robione bardzo na czuja, bardzo późnym wieczorem (a zaczynałem koło 9.-10.).
10-11-2012
Chłodzenie całonocne na balkonie za nami, pora zlać. I tu kolejne Ziarno Zniszczenia- niby wszystko zdezynfekowane, ale przy przelewaniu przez rurkę tu coś pociekło po ręce, tam po pokrywie fermentora (szalona rurka), ogólnie szkoda pirosiarczynu, szkoda słów, mea culpa. Tylko bakterie zadowolone. No nic, drożdże do szklanki na rehydratację i chlust do fermentora. Tenże odstawiony koło łóżka, bo tam najbezpieczniej. Poza tym piwo nazwałem, nomen omen, "słodkich snów"
11-11-2012
Danstary wybiły pokrywę fermentora i zaczęły wyłazić z wiadra. Dla debiutanta, przyznam, ciekawy widok. Aha, wiadro świszczące całą noc- zdecydowanie ma swój urok Potem się uspokoiło. Nie dało się nie zaglądać. Pierwsze dni burzliwej to bardzo fajny zapach, taki jakby stout, albo coś. Potem drożdże, drożdże, drożdże...
Po tygodniu przeniosłem na cichą, na tydzień. Butelkowanie 24-11-2012, poprzedzone sypaniem cukru do refermentacji. Wyszło 13 blg, 5,7% alk.vol.
Następne w kolejce, nie mogło być inaczej, AIPA (planuję sypnąć Tomahawk lub Chinook na goryczkę, któryś z pary Cascade/Palisade na aromat i Simcoe na zimno). Ale już nie na balkonie, muszę zapanować nad tymi temperaturami w końcu No i postaram się nie lać tylu bakterii po schłodzeniu.
W etykiety się zabawiłem, sporo pójdzie na rozdanie więc niech znajomi wiedzą czym się trują
Comment