Żeby nie było że tak dobrze że tylko z irlandzkim craftem tutaj wyjeżdżam to dla odmiany przełamię swój kolejny schemat i wrzucę nie dość że koncerniaka to nawet nie irlandzkiego ale bezczelnie amerykańskiego choć oczywiście w pełnie legalnie warzonego w Irlandii na licencji z kraju zza Wielką Wodą. Czasami dla sprawdzenia etykiety ze zbiorem trzeba kupić i takie piwo a jako że jest sprzedawane oficjalnie tylko w sześciopakach to widząc ofertę w „detalu” na butelki z lekkim wstydem zakupiłem jedną.
PIANA: biała. Dosyć puszysta acz nietrwała i dosyć szybko uciekająca zaraz po zrobieniu fotki.
NAGAZOWANIE: nie pożałowali. Jak przystało na piwo tego typu wręcz syczy po nalaniu niczym wściekła kobra na ulicy w Karaczi. Grube bąble atakują w sile sporego desantu powierzchnię piwa od spodu. Wszystko to jednak cichnie w pół minuty od nalania.
KOLOR: bladziuchne złoto. Klarowne do bólu. Trzyma międzynarodowy, koncernowy standard w tym zakresie.
SMAK: hmmmm... wypadało by coś tu napisać. Taka refreszing, kul woda gazowana z lekkim słodowym smakiem. Goryczki nie wyczuwam. W zasadzie wyczuwam tylko gaz i wodę. W końcu to wersja lajt a w zasadzie dajet więc wszystko ograniczone do minimum (no może za wyjątkiem gazu) tak aby zmieścić się w 82 kaloriach w butelce lągnek. Alkohol 3,8 by nie zakrecił za mocno w głowie.
OPAKOWANIE: eta w moim ulubionym inaczej stylu czyli prześwitująca naklejka. Na kontrze stosowana informacja o licencyjnej produkcji na St. Jame’s Gate. Podejrzewam że obok mocniejszego brata czyli Budweisera takie właśnie piwa to gro produkcji browaru Guinnessa który pod tym względem coraz mniej zaczyna mieć wspólnego z blakstuf. Kapsel jak przystało na pożądne multiinternatiolane piwo – z nadrukiem.
PIANA: biała. Dosyć puszysta acz nietrwała i dosyć szybko uciekająca zaraz po zrobieniu fotki.
NAGAZOWANIE: nie pożałowali. Jak przystało na piwo tego typu wręcz syczy po nalaniu niczym wściekła kobra na ulicy w Karaczi. Grube bąble atakują w sile sporego desantu powierzchnię piwa od spodu. Wszystko to jednak cichnie w pół minuty od nalania.
KOLOR: bladziuchne złoto. Klarowne do bólu. Trzyma międzynarodowy, koncernowy standard w tym zakresie.
SMAK: hmmmm... wypadało by coś tu napisać. Taka refreszing, kul woda gazowana z lekkim słodowym smakiem. Goryczki nie wyczuwam. W zasadzie wyczuwam tylko gaz i wodę. W końcu to wersja lajt a w zasadzie dajet więc wszystko ograniczone do minimum (no może za wyjątkiem gazu) tak aby zmieścić się w 82 kaloriach w butelce lągnek. Alkohol 3,8 by nie zakrecił za mocno w głowie.
OPAKOWANIE: eta w moim ulubionym inaczej stylu czyli prześwitująca naklejka. Na kontrze stosowana informacja o licencyjnej produkcji na St. Jame’s Gate. Podejrzewam że obok mocniejszego brata czyli Budweisera takie właśnie piwa to gro produkcji browaru Guinnessa który pod tym względem coraz mniej zaczyna mieć wspólnego z blakstuf. Kapsel jak przystało na pożądne multiinternatiolane piwo – z nadrukiem.
Comment